Obiady Świętego Huberta
Quousque medio aevi sui stabit,
Sanctus Hubertus dona sua dabit."
Dzień Św. Huberta to święto obchodzone przez myśliwych w całej Europie w dniu 3 listopada. Samo obchodzenie święta zapoczątkowali myśliwi ardeńscy polujący głównie na jelenie. W dniu świętego Huberta uroczyście dziękowali Bogu za zwierzęta i składali w darze klasztorom pierwszą i dziesiątą sztukę z upolowanej zwierzyny. Niegdyś święto rozpoczynała poranna uroczysta msza, następnie organizowane było polowania na tzw. grubą zwierzynę. Na koniec myśliwi uczestniczyli w wielkiej biesiadzie tzw. obiedzie świętego Huberta.
„Kiedy swego czasu goły las nastaje,
święty Hubert z lasu cały obiad daje”
B. Dyjakowski podawał iż zaczynały się one od podania wódek myśliwskich, o
leśnym smaku: np. topolówki, dębówki, nalewki na pączkach, jałowcówki na
jałowcu. Po wódkach podawano dopiero jakieś przekąski: sadło borsucze, ozory
jelenie, języki sarnie, głuszce w truflami. Właściwy obiad zaczynał się
barszczem na zającu, po nim następowało danie mięsne np. dzik na głogowym smaku
jako sztuka mięsa, osobno była podawana głowizna i biegi dzicze. Na zakończenie
podawano słonki, które w oryginale noszą nazwę „słomki”
Wincenty Pol w „Roku myśliwca” tak opisywał obiady hubertowskie : według starego
łowczego: „…musiemy począć od wódki; wszystkiego będzie na cześć świętego
Huberta po troje. Więc najprzód trzy myśliwskie wódki: topolówka z pączków,
dębówka także z pączków i jałowcówka, wszystko wódki trzyletnie, pięknie
sklarowane i najbezpieczniejsze w tym czasie. Do tych trzech wódek są trzy
przyprawy:
dziengiel
miałko tłuczony, pieprz tłuczony grubo i świeże sadło borsucze,
na odżywienie trzewików, szczegó1niśj dla starych myśliwych bardzo dobre. Kto go
używa jak lekarstwa, pije je z wódką jałowcówką, poczynając od świętego Huberta
aż do wigilii Bożego Narodzenia. Po wódce pójdą przekąski. Wiec najprzód
królewska wędlina, bo ozory jelenie i języczki z kozłów do chrzanu; na drugą
przekąskę marynowane koźlę dzikiej kozy; na trzecią serek utarty z głuszca,
przekładany białemi truflami. My bedziem mieli jutro głuszca, który do
królewskiej przekąski należy; ale gdzie głuszczca niema, można wziąć i inną
leśną kurę, jarząbka lub cietrzewia, a że brat nasz nie przebiera, więc ,,na
bezrybiu i rak ryba". Można utrzeć serek i z kuropatew, zawsze go jednakowoż
wypada przełożyć białemi truflami. Po przekąskach będziemy mieli barszcz jeden i
drugi; dobrze skromny zając pójdzie do barszczu…”
Cały
obiad powinien, jak mówi tradycja, pochodzić z lasu, tak więc i pod względem
napojów, nie można było myśliwcom nic zarzucić. Nie pili oni wina, bo przecież
nie pochodziło ono z lasu, ale wyłącznie różne nalewki jak: maliniaki, dereniaki
i co ciekawe pili również miód pitny, uzasadniając to pochodzeniem od leśnych
pszczół. Podawano także na deser tarki (konfiturę z tarniny), borówki oraz
orzechy laskowe smażone w miodzie.
Największą frajdę mieli rozochocenie piciem myśliwi, kiedy to zaproszonego na obiad „fryca”, to znaczy nowicjusza, bezkarnie spożywającego dary lasu, kogoś kto nie posiada na swoim koncie strzelonej jeszcze zwierzyny wystawili na próbę. Ponieważ na taka profanację obiadu św. Huberta nie można było sobie pozwolić. Jak mógł taki młodzik zasiadać w gronie szacownych myśliwych, taki, który nie zmierzył się oko w oko z rozjuszonym dzikiem, nie wiedział, co to jest ruszony z gawry niedźwiedź. Dla takiego „fryca” przygotowany był specjalny obiad. Na osobnym półmisku podawano mu pieczeń z wilka lub lisa, a gdy nie wiedząc co to jest, sięgał widelcem po pieczyste chcąc skosztować, otwierały się drzwi i myśliwi zaczynali trąbić w rogi na znak, że w Sali jest „fryc”, który dał się nabrać. W tym samym czasie specjalnie wprowadzone psy czyniły wielki hałas, wyjąc i szczekając. Nazywało się to frycowaniem i stanowiło ulubioną rozrywkę naszych pradziadków i dziadków.
Joanna Boczkowska
Opracowano na podstawie:
• Wincenty Pol „Rok Myśliwca” z ilustracjami J. Kossaka
• Czesław Krzyżanowski, Obiady Świętego Huberta, Łowiec Polski, listopad 1990
• M.P. Krzemień, Tradycje i zwyczaje łowieckie, Warszawa 1990
• Ilustracje J. Kossak