Apel i początki aportu




Dopóki młody wyżeł nie ma opanowanej stójki, podstaw aportu i nie jest nauczony względnego posłuszeństwa nie powinien pojawić się na polowaniu.

Niestety praktyka nauki psa podczas polowania stosowana jest przez naszych myśliwych bardzo często. "Chrzest bojowy ogniem" w stylu: pierwsze zbiorowe polowanie na kaczki w pierwszym polu, częstokroć w 6,7 miesiącu życia, bywa dla psa doświadczeniem dość trudnym. "Nieostrzelany", niesprawdzony w aporcie i niewyćwiczony w posłuszeństwie pies, narażony jest na nabycie wielu trudnych do usunięcia wad. Nietrudno się domyślić, że spora część psów skazana jest w takiej sytuacji na "nabyty strzało lęk". Młoda psia psychika nie jest w stanie powiązać huku strzału z przyjemnością polowania i z aportem, zwłaszcza pod dodatkową presją wymuszenia względem tego posłuszeństwa. Refleksja przychodzi dopiero potem: co robić? Odpowiedź jest prosta - trzeba myśleć przed szkodą i najpierw poświęcić swój czas odpowiedniemu wprowadzeniu i treningowi.

Tegoroczna jesienna aura dała nam naprawdę wspaniały prezent w postaci "czarnej stopy" i temperatur bardziej przypominających początek października niż koniec listopada czy grudzień, dobrodziejstwo "czarnej stopy" polega na tym, że zarówno kuropatwy, jak i bażanty chętnie korzystają wówczas ze swego kamuflażu (zjawisko mimikry) - dłużej przywarowują, dając doskonałą okazję do ćwiczenia i doskonalenia stójki. Przy "białej stopie" jest to trudniejsze, ponieważ część młodych psów, widząc na śniegu ciemne sylwetki ptaków, może zrezygnować z "wystawiania" i zapragnąć pogonić za zwierzyną. Ptaki są wówczas bardziej nerwowe, czując się zagrożone na białej połaci śniegu. Skutkuje to ich wcześniejszym wyciekaniem i zrywaniem się oraz dalekim odlotem.

Prędzej czy później pojawi się jednak śnieg i co wtedy? Nie ma niestety gotowego przepisu na układanie psa i do każdego przypadku należy podchodzić w sposób indywidualny. Nadal przecież można trenować psa na "białej stopie". Należy tylko zdawać sobie sprawę z temperamentu naszych podopiecznych oraz ich wrodzonych zdolności i skłonności. Każdy kontakt ze zwierzyną jest dla młodego wyżła bezcenny, a każda stójka jest na wagę złota.

Na obecnym etapie rozwoju naszego bohatera i jego rówieśników, moim ulubionym sposobem szkolenia jest, jak to nazywam, "przeplatanie ćwiczeń". Nasz trening zaczynam, więc od rozbiegania psa, zachęcając go do prawidłowego przekładania pola, oczywiście najlepiej tam, gdzie istnieją szanse na spotkanie z ptakami łownymi. Jeżeli uda się psu odnaleźć i wystawić zwierzynę, to bardzo dobrze. Jeżeli nie, to tego dnia urozmaicamy naszemu uczniowi zajęcia, koncentrując się na treningu apelu i rozwijaniu umiejętności "aportowania". Ćwicząc posłuszeństwo musimy pamiętać, że nasz trening nie ogranicza się jedynie do pracy w polu. Określonych elementów posłuszeństwa wymagamy przecież od najmłodszych dni życia naszego psa. Wyuczenie podstawowych komend apelu - w postaci umiejętności siadania oraz warowania na rozkaz - nie jest trudne. Z powodzeniem możemy je ćwiczyć również w warunkach domowych, jak pokazaliśmy to w poprzednim odcinku z taboretem. Podobnie z aportem. U psów trzymanych w domach, aport często pojawia się zupełnie naturalnie. Pies potrafi porwać jakąś zabawkę, zdobyć jakąś część garderoby, powitać nas z kapciem w pysku. To doskonała okazja, by ćwiczyć wówczas prawidłową formę oddawania aportu. Nie ganimy psa. Staramy się doprowadzić do sytuacji, w której pies poda nam aport prosto do ręki. Ostateczny cel ćwiczenia osiągamy, jeśli pies usiądzie przed nami ze swoim "łupem" (od dorosłych psów aport odbieramy zawsze w pozycji siedzącej, na komendę "oddaj"). Nie karcimy psa, ale również nie chwalimy przesadnie - w końcu w naszym treningu nie chodzi o aport obuwia.

Właściwe ćwiczenia przeprowadzamy z wykorzystaniem odpowiednich pomocy naukowych. Może to być fryga, koziołek, ale zabronione, wręcz zakazane są zwyczajne patyki, piłeczki czy tez inne wymyślne urządzenia piszczące. O ile "złapanie" psa w warunkach domowych nie stanowi większego problemu, o tyle piszczany swobodnie w polu pies może nie mieć ochoty dzielić się z nami swoją zdobyczą. W obu przypadkach jesteśmy w stanie oszukać go, kucając i udając zainteresowanie czymś na ziemi lub imitując ucieczkę. Większość psów szybko zaciekawi się naszym zainteresowaniem i zbliży się wystarczająco, by umożliwić nam odebranie aportu zwłaszcza, jeśli wcześniej przygotujemy "na wymianę" jakiś smakołyk. W przypadku nieprzekupnych psów, bo zdarzają się również takie, przydatna okazać się może przyczepiona do obroży linka kilkumetrowa, ciągnąca się za psem i umożliwiająca przejęcie kontroli nad krnąbrnym uciekinierem przez jej nadciągnięcie ( ze względu na bezpieczeństwo dłoni odradzam chwytanie linki rękoma). Zaryzykowałbym stwierdzenie, że odpowiednio rozwinięta pasja aportu może stać się jedynym lekarstwem w opanowaniu trudnej sztuki łowieckiej. Dotyczy to szczególnie psów, u których może zaistnieć podejrzenie słabszej odporności na strzał. To właśnie dzięki rozbudowanej pasji aportu, można spowodować uodpornienie na stres związany z hałasem wystrzału. Prezentowana przeze mnie metoda nauki aportu generuje bardzo korzystnie warunki do późniejszej pracy z młodymi psami, a szczególnie z tymi, które się okażą wrażliwe na strzał.

Jacek Smoczyński



 

 



Joanna i Tomasz Brygier

lutinka@gmail.com
tel. 604-542-627

tomasz-brygier@wp.pl
tel. 0 608-083-511

95-039 Sokolniki - Las, ul. Łódzka 5
© Theogonia Black. Wszelkie prawa zastrzeżone. Projekt i wykonanie: Flat Face Studio.